Mieszkaniec
<Tuli ją nadal jednym ramieniem>
Offline
<otwiera oczy i przygląda mu się>
Offline
Mieszkaniec
<Odwzajemnia spojrzenie>
Ostatnio małomówna się zrobiłaś...
Offline
Tak... Nie wiem co mam mówić <uśmiecha się>
Offline
Mieszkaniec
Masz mnie już chyba dosyć... <uśmiecha się>
Offline
Wręcz przeciwnie <uśmiecha się i całuje go delikatnie w kącik ust>
Offline
Mieszkaniec
Przejdziemy się gdzieś? <Pyta niepewnie, chcąc zmienić temat>
Offline
Z chęcią
<uśmiecha się>
I nie zmieniaj tematu
<śmieje się radośnie>
Offline
Mieszkaniec
<Krzywi się lekko, widać po nim zakłopotanie... Jakby towarzystwo Kaeny go w tej chwili męczyło>
A dokąd chcesz iść? <zmienia temat>
Offline
<zasmuca się>
Przejść się... może po lesie?
Offline
Mieszkaniec
No to chodźmy... <Wstaje ze zrezygnowaniem>
Offline
<patrzy na niego smutno i też wstaje>
Czy coś się stało?
Offline
Mieszkaniec
Nie, nic... chodźmy już... <Udaje się wolno w stronę wyjścia>
Offline
<podchodzi do niego i łapie za rękę>
<wychodzi>
Offline
Mieszkaniec
Vincent zszedł schodami do biblioteki i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wokół było ciemno i zimno. Jedyne światło dawała niewielka świeca, stojąca na starym, drewnianym biurku. Ściany zastawiały regały z zakurzonymi księgami. Mężczyzna sięgnął po jedną z nich i zaczął ją czytać. Co chwila mamrotał coś do siebie i sięgał po kolejne poematy.
Po kilku godzinach w pomieszczeniu rozległ się złowieszczy śmiech. -Szykujcie się na mój powrót... rzekł do siebie i wyszedł z rezydencji.
Offline